Dziecko trafiło do wolsztyńskiego szpitala z podejrzeniem żółtaczki.
Po komplikacjach w stanie krytycznym zostało przewiezione do specjalistycznej lecznicy w Poznaniu. Doszło do martwicy skóry na główce. Konieczny był przeszczep, po którym dziewczynka nie ma włosów na sporej powierzchni główki.
Zaczęła też poważnie chorować.
Matka dziecka skierowała sprawę do prokuratury, ale postępowanie utknęło z uwagi na brak opinii biegłych.
- Maja przyszła na świat 19 listopada 2009 roku jako zdrowe dziecko – mówi Katarzyna Michalak. - Miała 10 punktów w skali Apgara. Po dwóch tygodniach podczas wizyty położona zauważyła, że skóra dziecka jest zażółcona. Poradziła, żeby udać się do lekarza, bo mała może mieć żółtaczkę. Pojechałam do wolsztyńskiego szpitala, gdzie rodziłam także dwie starsze córki. Najpierw udałam się do laboratorium, gdzie wykonano córce podstawowe badania. Jako że poziom bilirubiny był podwyższony poradzono, żebym udała się na oddział dziecięcy. Lekarz dyżurny zdecydował, by nas pozostawić. Było czwartkowe popołudnie. Trochę zaskoczyło mnie, że wkłuto dziecku wenflon w główkę . W sobotę mała przestała jeść i cały czas spała. Powiedziałam, ze chyba coś jest nie tak. Pielęgniarki uspokajały mnie jednak, że wszystko jest w porządku, a stan dziecka spowodowany jest podawaniem glukozy. W niedzielę okazało się, że poziom bilirubiny się obniżył i wypisano nas do domu. Na głowie córki pozostał jednak siniak średnicy 2 cm. Lekarz powiedział, że nie mam się martwić, bo po jakimś czasie zasinienie samo zniknie. Już po powrocie widziałam jednak, że z córką coś jest nie tak. Mało jadła, prawie cały czas spała, a wieczorem pojawiło się charczenie. Jako że było już bardzo późno, postanowiłam, że przeczekam do rana. Gdy córki poszły do szkoły wsiadłam w samochód i pojechałam ponownie do szpitala. Okazało się, że wyniki badań córki są bardzo złe. Ordynator, który właśnie wrócił z urlopu, podając antybiotyk, zaznaczył, by nie kłuć dziecka w głowę. Karetką przewieziono nas do szpitala w Poznaniu. Tam córka trafiła na OIOM. Stan był krytyczny, była intubowana. Przez 10 dni walczyła o życie. Wygląd skóry na głowie zaczął się pogarszać, w końcu pojawiła się martwica. Trafiłyśmy na oddział chirurgiczny, gdzie przeszczepiono Mai skórę z nóżek. W szpitalu spędziłyśmy prawie dwa miesiące. Właśnie tam uświadomiono mnie, że nie powinnam tego tak zostawić.
Na wypisie z wolsztyńskiego szpitala zaznaczono, że u dziecka doszło do uogólnionego zakażenia. Z kolei poznański szpital dziecko opuściło z rozpoznaniem rozległej ropowicy powłok czaszki z martwicą obejmującą 3/4 powierzchni skóry owłosionej głowy.
Więcej w „Dniu Wolsztyńskim” 6 marca
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?