Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Pilis o "Łące umarłych": Tematyka pojedwabieńska dziś już się nieco uleżała, przed dziesięcioma laty wywoływała większe emocje

Bartłomiej Romanek
Bartłomiej Romanek
Rozmowa z Marcinem Pilisem, pisarzem z Myszkowa, autorem "Łąki umarłych", której uzupełnione wydanie ukazało się nadkładem wydawnictwa Lira 16 września 2020 roku.

„Łąka umarłych” to nie tylko nowe wydanie, ale nowa książka, bo została przez Pana uzupełniona. Jak pracuje się nad książką po wielu latach?

Powrót jest ciekawym doświadczeniem, bo trzeba wejść w świat, w którym już dawno się nie było. Ważna jest kwestia stylu w dodanym fragmencie końcowym, tak aby zachować spójność. Mam wrażenie, że jakoś się to udało, nie ma zgrzytu. A epilog wprowadza ważne informacje, które rozświetlają pewne aspekty fabuły.

Uzupełnienie powieści, która była tak dobrze przyjęta, chyba nie jest zadaniem łatwym?

Też tak sądziłem, ale kiedy zacząłem pisanie, okazało się, że utrzymanie nastroju powieści nie jest zbyt trudne, musiałem tylko trochę poczytać, żeby sobie przypomnieć różne szczegóły. Myślę, że dzięki temu dodatkowi całość może być odbierana lepiej. Oczywiście, czytelnik mógłby sobie wyobrażać, co się wydarzyło, jak potoczyły się losy bohaterów, ale takie niedopowiedzenie nie zawsze się sprawdza. Brakowało mi właśnie tego wyjaśnienia na końcu. Później, już po pierwszym wydaniu, miałem poczucie niedosytu, żałowałem, że zabrakło epilogu. Teraz to zostało naprawione.

Pierwsze wydanie „Łąki umarłych” było przedmiotem analiz poświęconych literaturze pojedwabieńskiej. Czy spodziewa się Pan, że teraz książka wywoła kolejne dyskusje, a jej nowa wersja rzuci dodatkowe światło na kwestię trudnej historii Polski?

Dziś ta tematyka już nieco się uleżała. Wydaje mi się, że przed dziesięcioma laty wywoływała większe emocje. Ale chciałbym nieco uściślić. Mówi pan o literaturze pojedwabieńskiej, owszem, tak właśnie było, powieść została tak zakwalifikowana, jest analizowana w pismach literackich itd.

Tyle że ta klasyfikacja jest trochę upraszczająca, choć rozumiem, że skojarzenia z Jedwabnem mogą się narzucać niejako samoczynnie. Ale w „Łące umarłych” mamy do czynienia nie z jednym wydarzeniem, które da się odnieść do historii Jedwabnego, tylko z szeregiem różnych sytuacji, jakie miały miejsce w całej Polsce podczas wojny.

Chodzi nie tylko o stosunki polsko-żydowskie, ale też polsko-niemieckie i udział niemieckiej armii w morderczej pacyfikacji różnych wiosek. Pamiętajmy, że mit niewinnego Wehrmachtu już dawno został obalony. Nie było tak, że tylko jednostki Einsatzgruppen i SS przeprowadzały masakry ludności cywilnej. Opowieść o Wielkich Lipach mówi o tym, co się działo w wielu miejscach, zawiera w sobie niczym w pigułce rozmaitość postaw i zdarzeń, choć, jak wspomniałem, rozumiem, że budzi największe skojarzenia z tragedią w Jedwabnem. Czy rzuci nowe światło? Nie sądzę, reflektorów jest tyle, że kolejny nie jest potrzebny. Jej rolę sprowadzałbym raczej do tego, aby dała czytelnikowi szansę na przemyślenie pewnych spraw, na przykład roli obserwującego tłumu, owych mimowolnych świadków masakr, widzów, którzy patrzeli na śmierć niczym widzowie w teatrze.

W jakiej mierze obecność obserwatorów wpływała na legitymizację tego wszystkiego, całego systemu anty-norm, który został przez okupanta wprowadzony w kraju. Poczucia odpowiedzialności niemieckich żołnierzy, którzy brali w tym udział, i poczucia odpowiedzialności grupek Polaków, którzy nie cofali się przed mordem, wykorzystując fakt, że narzucony system norm uprawomocniał zabijanie, normalizował je.

Poza tym, tematyka powieści rozciąga się poza okres wojenny, do mrocznych czasów PRL, a nawet lat dziewięćdziesiątych. I tutaj też możemy zauważyć, że nic się nie zmieniło. Człowiek się nie zmienił i zapewne nigdy się nie zmieni. Obawiam się, że gdyby dziś narzucono w naszym kraju podobny system normalizujący zabijanie, jak to było w czasie wojny, historia by się powtórzyła. Wojny na Bałkanach przecież, wydawałoby się – w nowoczesnej Europie – pokazały, że wystarczy tylko odpowiednio poluzować normy lub całkiem je wymazać, aby pojawiła się przemoc, która zresztą nie tylko rodzi przemoc, jak to się często mawia. Przemoc również uzasadnia przemoc. Każdy akt przemocy jest podstawą dla poprzedniego i następnego. To sprawia, że jej stosowanie staje się normalne, a w człowieku, który ją stosuje nie rodzą się żadne wyrzuty. Takie usprawiedliwienie dla własnego sumienia. To zresztą widać w jednym z bohaterów „Łąki”.

Pańska powieść toczy się w trzech przestrzeniach czasowych. To wzbogaca całą historię, ale wymaga również większego wysiłku od pisarza?

Czy ja wiem? Trudno powiedzieć, chyba nie. Kiedy już ma się w głowie zamysł i całą tę konstrukcję, która polega na swego rodzaju nawrotach w ściśle określonym miejscu, to wypełnianie treścią nie jest jakieś bardzo trudne, choć to też zależy od danego fragmentu.

Poprzednie wydanie Pańskiej książki zachwycało wymowną okładką, ale ta nowa na pewno nie jest gorsza, a równie wymowna. Brał Pan udział w dyskusji na jej temat?

Okładka nowego wydania bardzo do mnie przemawia, niezwykle mi się podoba. Wydawnictwo Lira bardzo ją dopieściło, jest idealna, jak dla mnie. Subtelna i tajemnicza. Nie, nie brałem w tym udziału. W sprawie okładki całkowicie zdaję się na wydawcę, nie mam uzdolnień w tym kierunku. Najczęściej wygląda to tak, że grafik proponuje kilka wariantów, ja wybieram któryś z nich, ale wydawnictwo ma ostatnie słowo. Ja zresztą jestem bardzo zgodny w tej kwestii.

„Łąka umarłych” łączy elementy książki sensacyjnej z trudną historią naszego kraju. W książce są również elementy innych gatunków. Dlaczego zdecydował się Pan na taki zabieg artystyczny?

Może dlatego, że nie piszę prozy gatunkowej. To byłoby zbyt monotonne. Poza tym połączenie lekkiego thrillera z obyczajówką, z elementami kryminału i wątkiem romantycznym, w dodatku w kontekście historycznym, sprawia, że całość jest prawdziwsza. No i oczywiście, sprawia, że zawarta w książce opowieść jest ciekawsza, budzi emocje. Jest fabuła, jest „dzianie się”, jest się z czym zżyć.

To ważne, aby powieść była emocjonalna, ponieważ emocje związane z książką stanowią ważny fundament późniejszej refleksji. Powieść nie wywołująca emocji może nie skłonić czytelnika do przemyślenia tego, co zostało przeczytane. Czasem może pojawić nawet zarzut o zbytnią emocjonalność powieści, poruszającej ważny temat. Bo nagle staje się zbyt „rozrywkowa”, służy zabawie, a to nie przystoi.

No cóż. Wynika stąd, że powieść podejmująca tzw. trudny temat, odwołująca się do skomplikowanych spraw historycznych powinna w ogóle nie mieć fabuły i bazować na cięższych kawałkach, a najlepiej, żeby bohater miotał się psychicznie w czterech ścianach od pierwszej do ostatniej strony i roztrząsał filozoficzne problemy związane z naturą istnienia. Tak też można, ale bez przesady. Emocje muszą być, bo prowokują do przemyśleń, a jeśli refleksja dotyczy trudnego tematu, to tym lepiej.

Nie chodzi też o to, aby dać ostateczną odpowiedź, coś od „a” do „z” wyjaśnić, bo nie na tym polega literatura. Chodzi bardziej o zasianie niepewności, a nawet zagubienia po odwróceniu ostatniej strony. Poza tym, sądzę, że elementy sensacyjne w „Łące” są dość ograniczone, akcja nie pędzi w jakimś szalonym tempie, choć nie jest też ślamazarna. Tu jednak pęd byłby niewskazany ze względu na konieczność zarysowania atmosfery odciętej od świata wioski.

Jakie są kolejne plany wydawnicze Marcina Pilisa. Nowa książka jest już podobno gotowa. Zdradzi Pan, jakiej problematyki będzie dotykać?

W przyszłym roku ukaże się nowa książka. Właściwie w grę wchodzą dwie, jedna o miłości, którą skończyłem, i druga w klimatach „Łąki” właśnie, ale więcej nie chciałbym zdradzać. Być może właśnie ta pojawi się jako pierwsza. Mam już nawet piękny jednowyrazowy tytuł, którego jednak nie ujawnię na razie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myszkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto