Skatepark w Wolsztynie

Również urazy są nieodłącznym atrybutem skateparku. Zapewne przekonał się o tym już niejeden rowerzysta czy ci, którzy jeżdżą na deskorolkach. W ubiegłym tygodniu urazu doznał 11 letni chłopiec, któremu prawdopodobnie spod nóg wysunął się bmx. Chłopak uderzył głową o ziemię i został przewieziony do szpitala. Czy tego typu wypadkom da się jakoś zapobiec?

- Skatepark w Wolsztynie ma ściśle określony regulamin. - mówi Paweł Gmerek, administrator obiektu. - Każdy kto się tam znajduje i na czymś się porusza powinien mieć założony przynajmniej kask. Niestety nie jest to respektowane. Przychodzę tam tak często jak się da, rozmawiam z młodzieżą, która się tam znajduje o bezpieczeństwie, jednak dla nich założenie kasku ochronnego to "siara". Zdarzyło mi się nawet, że gdy zwróciłem jednemu chłopakowi uwagę, jego ojciec, który się tam też znajdował powiedział mi, że to jego dziecko i to on je wychowuje. Wiem też, że często podjeżdża tam policja czy straż miejska, ale gdy młodzi ich widzą to siadają i udają, że nie jeżdżą. A tylko policja czy strażnicy mogą egzekwować przepisy, które określa regulamin. Nie jesteśmy w stanie zapobiegać żadnym wypadkom.

Odkąd powstał skatepark w Wolsztynie, do szpitala zgłasza się wielu młodych z urazami lżejszymi i cięższymi.
- To prawdziwa plaga - potwierdza dyrektor szpitala Krzysztof Albiński. - Przyznam, że przydałaby się dodatkowa obsada lekarzy i pielęgniarek, którzy zajmowaliby się tylko urazami na skateparku.